Wakacje cz. 2 - Annówka
- Amelia Makówka
- 27 sie 2016
- 2 minut(y) czytania
Trzeci rok z rzędu spędziliśmy wakacje w tym magicznym miejscu. Tym razem porwaliśmy się nie na tydzień, a na dwa. Dwa tygodnie ciapania dyskami, dwa tygodnie rewelacyjnej zabawy na dwóch rewelacyjnych obozach! W niedzielne południe wyruszyłam z miasta z zamysłem spokojnego dojechania na wieczór i zahaczenia po drodze o Pobiedziska na spacer z Martyną i Molly. Oczywiście taki scenariusz byłby zbyt piękny jak na móją karme, pieszczotliwie nazywaną "pechem życiowym" i takim sposobem wróciliśmy sobie do domu na lawetce. Zawsze jakieś nowe doświadczenie, żebyście nie myśleli, że mam czelność narzekać! W poniedziałek wyruszyliśmy z zalanego miasta, w fatalnych warunkach, ale tym razem już udało nam się dotrzeć.
I takim właśnie sposobem rozpoczęły się legendarne Mastersy.
Najwięcej czasu wykorzystaliśmy na klasyczne vaulty, które były nieruszone. Nuviczek był bardzo delikatny jak na siebie i właściwie nie pozostawił na mnie żadnych śladów obecności, które miałyby szanse utrzymać się dłużej niż kilka godzin. Z perspektywy dumnej matki wygląda to pięknie i mam nadzieje że dam radę sama to dobrze dokończyć. Większym wyzwaniem okazały się reversy i w tym przypadku mamy zdecydowanie "zadanie domowe"
Przekonałam się przy tym o wspaniałości takiego urządzenia jak kamizelka do frisbee i tuż po powrocie upolowałam cudo przeznaczone do nurkowania. Tak, zdecydowanie kocham allegro. Trochę odstają od niej "męskie bary", ale jak na 25zł jest cudownie.



fot. Agata Łapińska
Oczywiście to, co dla mnie było w tym obozie najważniejsze, to oczywiście rzucanie. Było tak jak się spodziedziewałam. Totalny ogień! Rzucaliśmy wszystko i wszystkim. Serio serio, rzuty macicą wygrały. Rzuty na początku wydające się dla mnie nie do przejścia stawały się całkiem realną opcją, do wyćwiczenia.. Mastersowa nauka jest bardzo skuteczna! Dużo osób zadawało mi też pytanie jak jest rozwiązana kwestia językowa i sama byłam tego bardzo ciekawa - dziewczyny świetnie radzą sobie z polskim, nie ma problemu żeby się zrozumieć, oczywiście są słowa, które ciężko ustalić, ale przy nich jest najwięcej śmiechu.
Po obozie nastał weekend, odespanie, szybkie ogarnięcie, a już od kolejnego poniedziałku wystartowaliśmy z Odlotem. Standardowo rozpoczęliśmy sesjami pokazowymi, które podsumowane były wieczornym obgadywaniem. Pierwsze, co usłyszałam po roku, od poprzedniego obozu to "ogarnęłaś tego czekoladowego demona". Jak miło że ktoś to docenił! :D Przerobiliśmy kilka figur, które były do poprawienia, a później zaczęliśmy robić pierwsze, dziewicze sekwencje. Kiedy sama dobrze ogarnęłam co robić było.. na prawdę przyzwoicie! Pierwszy, porządny krok postawiony w strone nszego warszawskiego freestylowego debiutu.. Jakoś to będzie!



fot. Pies do kwadratu
Atmosfera na odlocie jest jedyna w swoim rodzaju! Annówkowe wakacje obudziły we mnie ogromny, ogromny zapał. Tak, frisbee zawsze było tym co kochałam. Ale nigdy nie płynęłam na fali, tak jak teraz. Regularne rzucanie powoli przynosi efekty, rudy płynie na fali razem ze mną. Jest pięknie, żyć nie umierać. Marta stworzyła wspaniałe miejsce i utrzymuje je w najlepszej kondycji! Szacuneczek!
Mam nadzieję, że uda mi się wrócić tam wcześniej niż za rok. A nasze letnie pląsy podsumowałam krótkim filmikiem, miłego oglądania!
Commenti